środa, 27 października 2010

Ole! La corrida de toros!

Ola uznając korridę za część hiszpańskiej tradycji chciała koniecznie zobaczyć walkę byków. Dominika mimo swojej opinii, że „tortura to, nie kultura” dała się namówić na obejrzenie tego spektaklu. Podczas ferii na Plaza de Toros walki byków odbywały się codziennie, jednak z naszym spustem zebranie się trwało znacznie dłużej. Nie chcąc płacić za obejrzenie korridy w Madrycie czy innym większym mieście czekałyśmy licząc, że będziemy miały jeszcze okazję natrafić na nią ja w Albacete.

Nasze nadzieje się ziściły, ponieważ niedługo potem na ulicach pojawiły się plakaty reklamujące zbliżającą się walkę byków. W jeden piękny niedzielny ranek wybrałyśmy się na korridę. Udało się nam kupić dość tanio bilety – 12 euro. W związku z faktem, że na widowni nie było zbyt dużo osób, mogłyśmy zająć najlepsze miejsca.

Na arenę wkroczyło 12 mężczyzn. Wśród nich było 3 matadorów, którzy staczali walkę z bykiem. Korrida składa się z kilku etapów. Na początku toreadorzy drażnią byka, prowokując go do ataku. Dopiero, gdy byk jest wymęczony na arenę wkracza matador (tchórz!), który w odpowiednim momencie zadaje bykowi śmiertelny cios. Jeżeli walka podobała się publiczności, widownia wymachuje białymi chusteczkami, a na ten znak matador ma prawo odciąć sobie na pamiątkę ucho byka.

Pierwsza walka strasznie nas zdegustowała. Trauma nie trwała jednak zbyt długo. Następne walki nie przyniosły już tak silnych emocji. Pod koniec korridy zamiast mocnych wrażeń odczuwałyśmy zmęczenie.

Wnioski końcowe: Ola nie jestem przeciwna korridzie, ale nie wiem po raz kolejny zdecydowałaby się na obejrzenie walki byków. Dominika ciągle uważa, że korrida to barbarzyństwo i nie rozumie jak ktoś może czerpać przyjemność z oglądania jej.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz