poniedziałek, 1 listopada 2010

Ola i Doma od kuchni

Na początku po przyjeździe do Albacete stołowałyśmy się w knajpach i barach. W niedługim czasie jednak okazało się, że nasze portfele znacznie cierpią na tym wystawny stylu życia. W związku z czym postanowiłyśmy obudzić w sobie uśpiony kucharki talent. Idąc w ślady Makłowicza swoją przygodę z fachem kulinarnym rozpoczęłyśmy w Albacete.
Początki były trudne, zaczęło się od zwęglonych w mikrofali tostów.

Z każdym kolejnym przygotowanym daniem podnosił się poziom naszych zdolności kulinarnych. Dzięki wrodzonej kreatywności i wyobraźni byłyśmy w stanie wyczarować przepyszne dnia z prostych składników.






Wszystkie przepisy znajdziecie na stronie: www.gotujzdomaiola.pl

środa, 27 października 2010

Ole! La corrida de toros!

Ola uznając korridę za część hiszpańskiej tradycji chciała koniecznie zobaczyć walkę byków. Dominika mimo swojej opinii, że „tortura to, nie kultura” dała się namówić na obejrzenie tego spektaklu. Podczas ferii na Plaza de Toros walki byków odbywały się codziennie, jednak z naszym spustem zebranie się trwało znacznie dłużej. Nie chcąc płacić za obejrzenie korridy w Madrycie czy innym większym mieście czekałyśmy licząc, że będziemy miały jeszcze okazję natrafić na nią ja w Albacete.

Nasze nadzieje się ziściły, ponieważ niedługo potem na ulicach pojawiły się plakaty reklamujące zbliżającą się walkę byków. W jeden piękny niedzielny ranek wybrałyśmy się na korridę. Udało się nam kupić dość tanio bilety – 12 euro. W związku z faktem, że na widowni nie było zbyt dużo osób, mogłyśmy zająć najlepsze miejsca.

Na arenę wkroczyło 12 mężczyzn. Wśród nich było 3 matadorów, którzy staczali walkę z bykiem. Korrida składa się z kilku etapów. Na początku toreadorzy drażnią byka, prowokując go do ataku. Dopiero, gdy byk jest wymęczony na arenę wkracza matador (tchórz!), który w odpowiednim momencie zadaje bykowi śmiertelny cios. Jeżeli walka podobała się publiczności, widownia wymachuje białymi chusteczkami, a na ten znak matador ma prawo odciąć sobie na pamiątkę ucho byka.

Pierwsza walka strasznie nas zdegustowała. Trauma nie trwała jednak zbyt długo. Następne walki nie przyniosły już tak silnych emocji. Pod koniec korridy zamiast mocnych wrażeń odczuwałyśmy zmęczenie.

Wnioski końcowe: Ola nie jestem przeciwna korridzie, ale nie wiem po raz kolejny zdecydowałaby się na obejrzenie walki byków. Dominika ciągle uważa, że korrida to barbarzyństwo i nie rozumie jak ktoś może czerpać przyjemność z oglądania jej.







sobota, 23 października 2010

Abycine

Wydawało się, że feria to jedyne godne uwagi wydarzenie w Albacete. Jednak władze miasta, ku zaskoczeniu mieszkańców, postanowiły zainwestować w organizację festiwalu filmów międzynarodowych - Abycine. Ponieważ poza zajęciami na uniwersytecie i wieczornymi imprezami w klubach Albacete nie dostarcza nam wielu rozrywek, postanowiłyśmy sprawdzić repertuar festiwalu w nadziei, że znajdziemy jakiś anglojęzyczny film. Dodamy jeszcze, że Hiszpanie dubbingują wszystkie filmy jaki do nich trafiają zza oceanu, dlatego bez znajomości hiszpańskiego wypad do jakiegokolwiek kina jest stratą czasu i pieniędzy.
Wśród filmów wyświetlanych podczas festiwalu znalazł się polski akcent w postaci dramatu „Wszystko, co kocham”. Zważywszy na fakt, że żadna z nas nie widziała wcześniej w/w filmu, z wielką chęcią wybrałyśmy się na projekcję. Jako znawczynie kina z „dużym przebiegiem” uznajemy, że film nam się podobał. Dajemy mu 5 na 10 pkt w skali kinomaniaka.

Poniżej plakat fetiwalu rodem z filmu Tarantino:


niedziela, 3 października 2010

Hiszpańskie rytmy

Te dwie piosenki można bardzo często usłyszeć w Hiszpańskich klubach. Nie jeden raz do nich już tańczyłyśmy w związku z tym bardzo nam się podobają.

http://www.youtube.com/watch?v=B-dYhD9-zR0

http://www.youtube.com/watch?v=ywxh15SY6E0

A jak Wam przypadly do gustu?

Przedmioty

Przed wyjazdem, jak na Erasmusa przystało musiałyśmy wybrać przedmioty, które będziemy zaliczać w Hiszpanii. Ze strony UCLM metodą na chybił-trafił zdecydowałyśmy się na 5 zajęć, które w sumie dawałyby nam 27 pkt. ECTS, czyli równo tyle ile potrzebujemy.
Po przyjeździe do Albacete nasi mentorzy poinformowali nas, że wybrane przez nas przedmioty należą do najbardziej hardcorowych. Ponieważ żadne z nas masochistki szybko postanowiłyśmy naprawić ten błąd. Z pomocą Marii udało nam się ustalić nowy plan zajęć:
•Historia Economica Mundial – 6 pkt., nigdy nie byłyśmy na żadnych zajęciach, nie poznałyśmy też prowadzącego, wiemy że zaliczenie uzyskamy po napisaniu testu po angielsku,
•Fundamentos de Marketing – 6pkt., na te zajęcia niestety też nigdy nie trafiłyśmy, na szczęście prowadzący mówi świetnie po angielsku, zaliczenie również po anielsku,
•Direccion Estrategica de la Empresa I – 6pkt., obowiązkowe (a szkoda) zajęcia, prowadzone przez Cristinę Diaz po hiszpańsku (co oznacza krzyżówki w dłoń), która dobija nas swoją nadgorliwością, gdyż raz w tygodniu po zajęciach musimy stawiać się na jej dyżurze i dyskutować na temat zajęć!
•Evolucion de la Teoria Economica – 4,5 pkt., przedmiot zagadka,
•Direccion de la Empresa Familiar – 4,5 pkt., nasze ulubione zajęcia, a raczej ulubiony prowadzący, który ku naszej uciesze wyjechał właśnie na 2 miesiące do Anglii; jednak nie oznacza to brak zajęć ponieważ Juan obiecał urządzać telekonferencje z nami i wrzucać wykłady do hiszpańskiego usosa.

Hello Kitty

Od niespełna tygodnia mamy nowego współlokatora. Na imię ma Lucas. Z początku bardzo nam obu przypadł do gustu. Zdawał się być miły, czysty, bezproblemowy a do tego bardzo atrakcyjny. Jednak po kilku dniach wspólnego mieszkania okazało się, że nasz lokator nie jest tak idealny jak nam się z początku wydawało. Prawda jest taka, że Lucas jest niezwykle rozpieszczony, bez pytania wchodzi do naszych pokoi, zabiera nasze rzeczy, zjada jedzenie a na domiar złego nigdy po sobie nie sprząta. Mimo, że bardzo często miałyśmy go dość za każdym razem dawałyśmy na nowo się zwieść jego pięknym oczom.

Wiemy, że Lucas będzie z nami mieszkał przez następne pół roku jednak nie możemy liczyć na to, że dołoży się do czynszu. Pytacie więc czemu to wszystko tolerujemy? Chyba tylko ze względu na fakt, że Lucas jest tak naprawdę pięknym śnieżnobiałym kotem.

Jest pewna rzecz, która musicie wiedzieć o Lucasie – ma kocie ADHD. Nie potrafi usiedzieć w miejscu, wskakuje na wszystkie krzesła, stoły a nawet blaty kuchenne, atakuje nas, nasze kapcie, telefony a nawet długopisy. Jesteśmy pod ciągłym ostrzałem jego ataków.
Dodatkowo mamy podejrzenia, że możemy być uczulone na Lucasa. Po chwili z nim spędzonej Domie łzawią oczy (bynajmniej nie ze szczęścia) oraz obie dostałyśmy dziwnej wysypki.

W związku z tym zastanawiamy się czy dalsze mieszkanie z nim będzie możliwe. Poza tym zastanawiamy się jak powiedzieć Maribel, że jej ukochany kotek wcale nie jest takim aniołkiem za jakiego go uważa.

A oto nasz rozrabiaka:




środa, 22 września 2010

Nożownia

Jak się okazuje nasza miejscowość słynie z produkcji noży. Nie chodzi jednak o zwykle noże kuchenne, gdyż tutejsze okazy to prawdziwe białe kruki i chrapka dla kolekcjonerów. W samym mieście jest kilkanaście sklepów, które oferują noże w różnych rozmiarach, kształtach i kolorach. Ich ceny są bardzo różne – wahają się od 10 do aż ponad 150 euro. Zakup noża jest bardzo trudny ze względu na fakt, że co drugi wystawowy okaz nam się podoba.

Paradoksalnie jak na miasto, które słynie z produkcji noży dziwi nas fakt, że w naszym mieszkaniu ciężko znaleźć dobry i ostry egzemplarz.

Duma miasta widziana okiem artystów:

¨Mur Berliñski¨ style :)

U nas byly malowane krowy, tutaj noz z laciatym akcentem.

Znalazl sie tez, jak to okreslil znajomy Hiszpan, ¨polski akcent¨.