poniedziałek, 20 września 2010

Feria, czyli jak bawi się typowy Hiszpan

W dniu naszego przyjazdu do Albacete, rozpoczęła się feria, czyli trwający 12 dni jarmark. Ma on jednak niewiele wspólnego ze znanymi nam z Polski jarmarkami (chociażby dominikanskimi). Na pozór przypomina wielkie wesołe miasteczko z diabelskim młynem, rollercoasterem, wata cukrową sprzedawaną na każdym rogu i innymi tego typu atrakcjami. W mieście jest specjalne miejsce, gdzie co roku odbywa się impreza, w tym roku po raz 300 setny mieszkańcy Albacete bawią się podczas ferii.

Zaczyna się niewinnie – wkraczając na teren ferii naszym oczom ukazują się stragany z grami i loteriami, gdzie można wygrać pluszowego węża (Ola miała na niego wielka chrapkę), palmę w doniczce, złota rybkę czy komputer. Nawet nam nie udało oprzeć się pokusie hazardu. Skuszone nagrodami i faktem, że loteria była „gratis” dałyśmy się namówić na udział. Czekając na rozpoczęcie gry obmyślałyśmy jakby tu donieść naszą wielką plazmę do mieszkania. Nagle zaczęło się, na ekranie pojawiały się kolejne losowane numery, a poziom adrenaliny sięgał zenitu. Drżącymi rękoma zaczęłyśmy odznaczać losowane numerki. Podekscytowane bliskością wygranej za placów usłyszałyśmy przeklęty krzyk BINGO! Ktoś zgarnął nam nagrodę sprzed nosa. Do końca naszego pobytu będziemy musiały zadowolić się 17 calowym telewizorkiem.

Idąc dalej kończy się strefa zabaw, a rozpoczyna część handlowa. Można tam zakupić wyroby regionalne – słynne noże z Albacete, skórzane portfele, czy torebki, biżuterię, ceramikę i ręcznie zdobione wachlarze. Udało nam się tam znaleźć breloczki do kluczy z symbolem Hiszpanii – bykiem.

Esencją ferii jest tak naprawdę jedna, a właściwie dwie rzeczy: mojito i sangria. W centrum placu znajduje się masa barów, gdzie można zakupić te niezwykle popularne drinki. Każdy z barów zwabia klientów na swój sposób – dobrą muzyka, atrakcyjnymi kelnerkami, czy gadżetami (jak dla nas tandetne kapelusze i kubki). My w celach konsumpcyjnych odwiedziłyśmy kilka z tych miejsc. W każdym z nich mojito miało nieco inne oblicze. Różniło się kolorem, ilością alkoholu, rodzajem cukru i dodatkami (zamiast limonki, niektórzy dodawali sprite`a). Odpowiadając na pytanie czytelnika, nie ma możliwości upicia się tymi drinkami. Ilość alkoholu jest w sumie nie wielka, a cena ogromna. Upicie się tutaj to za duży wydatek dla biednego studenta z Polski.

Co nas zdziwiło to fakt, że w tym jednym miejscu można spotkać ludzi w każdym wieku. Najmłodsi uczestnicy ferii to kilku letnie dzieci, a najstarsi sędziwi emeryci. Wszyscy balują razem pomimo późnej pory. Przeciętny Hiszpan zaczyna zabawę o 23.00, a kończy o 7.00.
Kilka fotek z ferii:












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz